Gdy przychodzi moment wyboru fotografa na swój własny ślub, sytuacja staje się dla niektórych naprawdę stresująca. Różnorodne oferty, skomplikowane umowy... To tylko niektóre z przeszkód, które przyszłe Pary Młode widzą na drodze współpracy z fotografami. Postaram się dzisiejszym poradnikiem rozwiać obawy, które znane mi są z mojego doświadczenia.
Zacznijmy od tego - że sam przez to przeszedłem. Tak, zdarzyło mi się wybierać fotografa na mój własny ślub, który z powodu koronawirusa nie odbędzie się w zaplanowanym terminie. Ale odbędzie się i fotografa mam :) I sam miałem kilka obaw, które musiał rozwiać mój fotograf (a właściwie – to Pani Fotograf Kamila). To powinno doprowadzić Was do pierwszego wniosku – nawet fotograf, wybierający sobie zaufanego fotografa nie czuje się pewnie.
Jak ja rozwiewam obawy moich Par Młodych?

No właśnie - rozmowa. Za wszelką cenę dążę do tego, by spotkać się z przyszłą Parą Młodą przynajmniej raz przed ich ślubem i porozmawiać. Czy to w kawiarni, czy w domu – dla uzyskania tego jakże ważniejszego kontekstu. I dla czegoś jeszcze ważniejszego: poznania się. Rozwiania tej najważniejszej obawy pod tytułem "czy ten człowiek mnie nie oszuka?"

Obawa nr 1 : Umowa
Jeśli mam rozpocząć ranking tematów, które spędzają sen z oczu nie jednej Pani Młodej, to nie może zabraknąć w nim umowy z fotografem. Musicie pamiętać, że umowa w swoim założeniu ma w formalny sposób zobowiązywać i zabezpieczać obie strony (czyli tak samo Was, jak i mnie – fotografa). Ma być zrozumiała, czytelna i ponad wszystko – zgodna z prawem. Zawsze staram się dogłębnie wytłumaczyć moim Parom każdy punkt mojej umowy, pokazując im w jaki sposób chroni ona mnie, a w jaki ich. Rozwiewam wątpliwości dotyczące płatności, zostawiam też w umowie duże pole na elastyczność w wielu kwestiach poprzez wykropkowane pola. To sprawia, że moje Pary po pierwsze: wiedzą dokładnie za co płacą, a po drugie: czują się tą umową zabezpieczone, a nie osaczone.
Przytoczę Wam przykład bardzo złej umowy, którą otrzymałem szukając dla mnie i Kasi filmowca ślubnego. Z litości przemilczę nazwę firmy i wszelkie szczegóły mogące doprowadzić Was do tej osoby. Szukaliśmy kogoś w średnim budżecie. Ktoś polecił nam firmę. To już coś – polecenie znajomego. Portfolio tej firmy nie budziło zastrzeżeń, poprosiłem o przesłanie wzoru umowy. I zostałem porażony paragrafami. Dosłownie, porażony. Specjalnie dla Was w mailowym archiwum odnalazłem tę umowę. Do dziś miewam koszmary z nią związane, patrzcie:
Jest to skandaliczny dokument, nadający Panu Kamerzyście prawa do wszystkiego. Typowy przykład specjalisty, który – być może wykonując nawet dobrą robotę – obwarował się prawami i przepisami dla swojego całkowitego świętego spokoju i bezpieczeństwa. Ja nie chciałem jednak odpuścić – w końcu miałem polecenie od znajomej osoby. Nie podobały mi się szczególnie punkty nadające dowolność w terminie zwrotu materiału, oraz liczne prawa Pana Kamerzysty do odstąpienia od wykonywania dzieła. Poprosiłem o wyjaśnienie, jednocześnie zadając pytanie o możliwość skorygowania tej umowy w tych konkretnych punktach. Oczywiście bez żadnej negocjacji cenowej. Odpowiedź brzmiała: "nie". Po prostu - "nie".
Kochane Pary Młode, nie chcę się rozwodzić nad tym, jak zawiodłem się na Panu Kamerzyście z mojej opowieści. Czytajcie proszę umowy, zwracajcie uwagę na kruczki i motaniny zdań. Jeśli coś wyda się Wam podejrzane, niezgodne - pytajcie, proście o wyjaśnienia i poprawy.
Obawa nr 2: Jak wyjdą zdjęcia?
To jak zdjęcia "wyjdą" zależy od wielu czynników. I nie macie na większość z nich wpływu; nie łudźcie się. Nie wybierzecie pogody. Nie przewidzicie losowych sytuacji. Jedyne co pozostaje Wam do wyboru – to fotograf. Gdy narzeczeni proszą mnie o radę w wyborze filmowca – oczywiście, polecę im moich ulubionych. Ale razem z moim poleceniem stosuję bardzo ważną poradę: musisz naprawdę lubić prace tego człowieka. Musisz zobaczyć jego portfolio. Gdy portfolio Cię zafascynuje – poproś o więcej. I tak właśnie robię, spotykając się z przyszłymi Nowożeńcami. Pokazuję im multum zdjęć. Wiem, że widzieli na Facebooku. Ale chcę utwierdzić ich w przekonaniu, że moje umiejętności pozwalają na zrobienie dobrego zdjęcia tak samo w salonie domu jednorodzinnego, jak i w drewnianym, ciemnym kościółku. I te zdjęcia mają trafiać w ich gust, bo w przeciwnym wypadku lepiej, byśmy umowy nie zawierali przecież na siłę. Pokazuję przykładowe reportaże na laptopie, pokazuję wydrukowane odbitki i portfolio, zmieniane średnio co rok.
Generalnie moim sposobem na Waszą niepewność wobec moich umiejętności jest dokładnie to, do czego zostałem stworzony – prezentowanie mojej pracy w całej okazałości. Spójrzcie tylko, ile rzeczy zabieram na spotkanie z Parą Młodą :)

Obawa nr 3: Prywatność

Rzadko mam okazję poruszać ten temat na spotkaniach. Wydaje mi się jednak, że wiele Par Młodych chciało by to wiedzieć. Ja na ich miejscu bym chciał :)
Obawa nr 4: Pieniądze
Życie uczy, że pieniądze czasem są – czasem ich nie ma. Należę do osób, dla których kasa nie ma wartości większej niż relacje z ludźmi, pasje, przyjaźnie, miłość, szczęście. A znajomość ludzkich, przyziemnych problemów sprawia, że jestem w stanie pójść w tej kwestii na ugodę w wielu aspektach. Widząc, że Para Młoda boryka się z finansowym problemem będę wobec nich fair w nadziei, że mogę liczyć z ich strony na to samo. Dotychczas chyba nigdy się nie zawiodłem. No, może raz.

Mamy teraz epidemię koronawirusa. Gdyby nie fakt, że wspólnie z Kasią wybraliśmy właściwych ludzi, pewnie przepadła by nam jedna czy dwie zaliczki. To ważne by postawić nie na kwotę, a na właściwych ludzi. Nigdy nie wiadomo jak się taki wybór odwdzięczy w przyszłości :)
Obawa nr 5: Nie jesteśmy idealni

Musicie wiedzieć, że sam mam wiele wad, które najchętniej z mściwą radością wyretuszowałbym w Photoshopie. Ale powoli uczę się patrzeć na siebie ze zdjęć i się takim akceptować. I to polecam Wam. Nikt nie urodził się idealny. Mało kto ma idealnie symetryczną twarz, idealnie prosty nos, idealną proporcję talii do bioder.
Obawa nr 6: Boję się aparatu
Mam na tą obawę doskonałe lekarstwo. Naprawdę doskonałe. A nazywa się: sesja narzeczeńska. Taka sesja to niepowtarzalna okazja by troszkę z Wami pobyć i się poznać. Pojechać czy tam pójść w jakieś ciekawe miejsce. Często zabieram ze sobą Kasię, która trochę mi pomaga, a trochę sprawia że ten wyjazd ma naprawdę fajny, wycieczkowy charakter. Staram się wyczuć moment, w którym Wasze uśmiechy stają się wyluzowane. To idealny czas, by z czeluści plecaka wyjąć ten straszny, czarny, kanciasty przedmiot i zrobić nim CIACH!!! I gdy już spostrzeżecie się, że tym przedmiotem jest aparat fotograficzny, jest już wesoło i o nim zupełnie zapominacie. Taka sesja jest lekarstwem na Waszą niepewność i polecam ją mocno. Bez recepty. Znajdziecie ją w pakietach ślubnych z refundacją NFZ (Najlepszy Fotograf Zaleca) do 100%. :)

Czy obaw jest więcej? Podsumowanie
Oczywiście, że obaw jest więcej. Ile ludzi, tyle różnych zmartwień. Tu wymieniłem tylko niektóre, najważniejsze. I mam nadzieję, że przy okazji też je rozwiałem. Pewnie po opublikowaniu materiału powiem "O nie, zapomniałem o (...)", ale tekst jest wystarczająco długi, by tylko najdzielniejsi dotarli do końca.
Kocham swoją pracę, uwielbiam o niej opowiadać. Jeśli macie jakieś pytania – nie bójcie się ich zadawać. W moich rękach pozostawiacie wykonanie pamiątki, która będzie Wam służyć przez całe życie. To wielka odpowiedzialność, na którą jestem gotów – jeśli tylko Wy jesteście :)

