Pożar to poważna sprawa. Wie o tym Marcin, który służy zawodowo w Państwowej Straży Pożarnej. I wie o tym Ewa, która poślubiła przystojnego strażaka. Oboje beztrosko rozpalili ogień miłości i dali mi możliwość jego upamiętnienia.


Po tym metaforycznym wstępie, przejdźmy od razu do rzeczy. Dzień zaczął się od przygotowań w salonie fryzjerskim i kosmetycznym. Po zrobieniu fryzury i makijażu dostałem ustne pozwolenie od Pani Młodej na fotografowanie jej w całości, co oczywiście wykorzystałem natychmiastowo 🙂



Pisałem o tym już kiedyś na Facebooku, ale zdałem sobie teraz sprawę, że na tej stronie jeszcze nigdy: naprawdę bardzo lubię fotografować przygotowania do ślubu. To taki moment, w którym z jakiegoś powodu zaczynam się irracjonalnie przejmować razem z Parą Młodą "jak to będzie? Czy wszystko się uda?". Tym bardziej doceniłem ten element dnia w domach Ewy i Marcina – bo oni w jakiś magiczny sposób nie przejmowali się w ogóle. Przynajmniej tak sobie ich teraz wspominam.
















Są kościoły, w których bywa się częściej niż raz. Kościół w Sidzinie naturalnie do nich należy w moim przypadku. Pomyślicie teraz, że to dla mnie pewne ułatwienie: bo znam księdza, wszystko mam już rozpracowane i rozplanowane. I macie tu trochę rację. Ale jest też druga strona medalu. Fotograf-reportażysta musi przezwyciężyć w sobie wrażenie, że już fotografował dane miejsce. Musi znaleźć nowy motyw, nowy punkt widzenia. Staram się zawsze, by te moje sidzińskie reportaże różniły się od siebie.







Wśród wirujących na parkiecie "Kabanosa" par nie trudno było dostrzec strażackie mundury. Koledzy Marcina towarzyszyli mu od kobierca po same oczepiny. Z oczepin pamiętam najlepiej jak rekordowe wysokości osiągał Pan Młody, podrzucany przez tuzin silnych panów 🙂








Na Facebooku chwaliłem się, że sesja Ewy i Marcina była moją pierwszą sesją zagraniczną. I tak było. Nie zmyślam. Popularne słowackie jezioro i piękny jesienny dzień stworzyły dla nas scenerię jak ze snów. Gdyby ktoś kazał mi wskazać moje ulubione zdjęcie z tej serii – to pomyślał bym, że chce zrobić mi na złość. Naprawdę, wszystkie są udane. Po wszystkim w drodze powrotnej wpadliśmy do restauracji na kolację (klienci restauracji prawdopodobnie pomyśleli, że pomylili lokale, gdy tylko Ewa w swojej olśniewającej sukni przeszła przez próg), i na stacji benzynowej zatrzymaliśmy się by z Marcinem wypić jakże zasłużone piwko 🙂 Było tak fajnie!







Tak jak obiecałem, na koniec pokazuję Wam kilka detali, które uwieczniłem, pracując dla Ewy i Marcina. Czułem w tych szczegółach wielkie dopracowanie i starania mojej Pary Młodej, więc tym bardziej nie mogłem odpuścić sobie ich sfotografowania i publikacji 🙂



